"Wierzę w siłę sprawczą zmiany na lepsze. Od bardzo wczesnych lat angażowałam się w wolontariat.”
W sierpniu tego roku obchodzimy 40-lecie Porozumień Sierpniowych, które doprowadziły do powstania związku zawodowego Solidarność. Co dla Pani oznacza dzisiaj Solidarność i demokracja?
Miałam roczek, gdy w Stoczni Gdańskiej im. Lenina wybuchł wielki strajk i robotnicy swoją determinacją zmusili komunistyczną władzę do rozmów przy jednym stole, jak równy z równym, bez rozlewu krwi. Mój dom rodzinny był nieopodal, mama przywoziła mnie pod bramę stoczni w wózku. Nie mogę pamiętać tamtego czasu, ale Solidarność traktuję jak swoje dziedzictwo, to moja tożsamość. Wychowałam się w rozpolitykowanym domu, rodzice byli opozycyjnymi działaczami Ruchu Młodej Polski, słowa: demokracja, wolność, prawa człowieka… były odmieniane przez wszystkie przypadki.
A pyta Pani o solidarność pisaną dużą czy małą literą? Najpierw małą… Dziś dla mnie solidarność to cnota spajająca wspólnotę, nieodłączny komponent relacji, które łączą ze sobą ludzi. Demokracja zaś jest dla mnie jak powietrze – nawet nie wiemy, że nią oddychamy – niezbędna do życia i życiodajna. Solidarność pisana od dużej litery S, związek zawodowy, ma ważną rolę do odegrania, dziś jednak – moim zdaniem – zbyt bardzo sympatyzuje z władzą, aby móc zachować niezależność i samorządność, które tak drogie były robotnikom w Sierpniu ’80.
Wiele kobiet było również aktywnych w Solidarności. Jak Pani ocenia udział kobiet w dzisiejszej polityce?
W światowej, ale i polskiej polityce jest aktywnych coraz więcej kobiet. Coraz liczniejsza jest reprezentacja kobiet w polskim samorządzie, Sejmie, Senacie, we władzach spółek czy dużych przedsiębiorstw. Pierwszy raz kobiety znalazły się w tej kadencji w reprezentacji Polski do Europejskiego Komitetu Regionów, prezydent Łodzi i ja. W Polsce wciąż żywe i aktualne są potyczki o to, jak mówić o kobiecie prezydencie czy ministrze – prezydentka, ministra. To dowód, że kobieta w świecie polityki to nadal nowe i nieoswojone zjawisko.
Przyznam uczciwie, że sama nie dzielę polityków na kobiety i mężczyzn, ale na ideowych i bezideowych, pracowitych i leniwych, długomyślnych i krótkowzrocznych.... Choć nie sposób nie zauważyć, że kobiecy pierwiastek dobrze robi temu męskiemu światu. Widzę kobiety jako bardziej otwarte na dialog, skłonne do koncyliacji, gotowe do zmiany.
Co Panią skłoniło do zaangażowania politycznego?
Wiarę w społeczeństwo obywatelskie i troskę o sprawy publiczne wyniosłam z domu. Wierzę w siłę sprawczą zmiany na lepsze. Od bardzo wczesnych lat angażowałam się w wolontariat. W szkole byłam gospodynią klasy i przewodniczącą samorządu. Po tym, jak Polska wstąpiła do Unii, pojechałam w czasie wakacji pracować do Blackpool. Po tygodniu w knajpie chcieli mnie zrobić zastępcą menedżera. W jakiś naturalny sposób staję się liderem…
Nie wiem, jak potoczyłyby się losy mojego zaangażowania samorządowego, gdyby tragiczna śmierć prezydenta Pawła Adamowicza nie zastała mnie na stanowisku jego pierwszego zastępcy. Poczułam powinność, dług do spłacenia, czułam, że on by tego chciał. Kandydowałam w wyborach i mieszkańcy mi zaufali, dając wielki kredyt.
Czy były osoby, które Panią wspierały? Jaka była najlepsza rada, którą Pani uzyskała w czasie swojego zaangażowania politycznego?
Mam wielkie szczęście do ludzi! Na swojej drodze spotkałam wiele mądrych, wrażliwych osób, były i są przy mnie. To dzięki nim myślę o polityce jako o roztropnej trosce o dobro wspólne i dobro pojedynczych ludzi.
Wierzę też w rozwój przez lektury i nieustanną pracę, żeby człowiek nie zhardział. A najlepsza rada, jaką uzyskałam, jest prosta: otaczaj się mądrzejszymi od siebie i czerp, słuchaj jak najwięcej…
Które projekty w Gdańsku, dotyczące wsparcia kobiet, są obecnie dla Pani szczególnie ważne?
Realizujemy w Gdańsku wiele projektów, których kobiety są bezpośrednimi lub pośrednimi beneficjentkami. Ważne jest dla mnie dofinansowanie zabiegów in vitro, wdrażałam ten projekt, będąc jeszcze na stanowisku wiceprezydenta. Gdańsk to pierwsze na Pomorzu miasto, które podjęło decyzję o wsparciu prokreacji mieszkańców. Od 2017 roku doczekaliśmy się już 253 dzieci, a 75 kobiet jest w ciąży. Finansujemy i współfinansujemy jako gmina wiele projektów i organizacji pozarządowych, które realizują misję wsparcia, rozwoju i motywowania kobiet. W trosce o możliwość aktywacji zawodowej kobiet corocznie zwiększamy liczbę miejsc w żłobkach i przedszkolach. Prawdziwą potrzebą w czasach pandemii, która zamknęła nas w czterech ścianach, było uruchomienie sprawnej pomocy dla kobiet zmagających się z różnymi formami przemocy domowej.
Jaką radę dałaby Pani młodym kobietom, które chcą się zaangażować w politykę samorządową?
Słuchajcie siebie, nie recenzentów i malkontentów, który odradzają, zniechęcają i przestrzegają. Nie bójcie się, uwierzcie we własne siły i możliwość zmiany świata na lepszy! Zacznijcie od rady dzielnicy albo samorządu szkolnego, to wspaniała szkoła aktywności. Jeśli będziecie miały apetyt na więcej – kandydujcie do rady miasta. Politykę samorządową można również realizować w organizacjach samorządowych czy zespołach zadaniowych, jak np. nasze gdańskie: Model na rzecz Równego Traktowania czy Model Integracji Imigrantów. Im ludzi z misją i pasją będzie więcej, tym lepiej nam wszystkim będzie się razem żyło.
Dla mnie dzisiaj samorządy są sercem Polski. Jakie szanse i wyzwania stoją przed nimi, 30 lat po pierwszych wolnych wyborach samorządowych?
Tak, samorządy to wielkie bogactwo. Powszechnie uważa się reformę samorządową za najlepiej przeprowadzoną i owocującą w wolnościowym dorobku Polski.
Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że rząd PiS jest bardzo antysamorządowy. Ogranicza się nam kompetencje i pieniądze, centralizuje co się da, bez konsultacji wprowadza ustawy dotyczące bezpośrednio funkcjonowania lokalnych wspólnot. My samorządowcy wyraźnie mówimy, że nam się to nie podoba i że mamy konkretne pomysły, jak przywrócić właściwą rolę samorządowi, jak ułożyć np. relacje między wojewodą a marszałkiem województwa. Żałuję, że tak wiele energii muszę marnotrawić na niekonstruktywne przepychanki z władzą centralną, która używa siły większości, bo trudno nazwać zaproponowany model partnerskim dialogiem.
Wyzwań jest bardzo wiele. Budżety samorządowe niezwykle ucierpiały w wyniku pandemii, a już na początku roku sygnalizowaliśmy problemy finansowe wynikające ze zmiany polityki fiskalnej państwa, która obciążyła samorządy. Niezwykle leży mi na sercu dobrostan wszystkich obywatelek i obywateli miasta, a on jest obecnie zagrożony. Bardzo niepokojące jest stanowisko władz państwowych, w tym prezydenta RP, w sprawie społeczności LGBTQ+, które odbiera jej poczucie bezpieczeństwa, przyzwala na akty agresji, prowadzi do depresji, niekiedy aktów samobójczych czy dramatycznych decyzji o emigracji z powodu orientacji. Nieakceptowalne są rosnące w siłę ruchy nacjonalistyczne, dzielenie Polaków, przykrajanie wszystkich do jednej formy, wykluczanie i szczucie. W takiej atmosferze nie da się dobrze żyć. Czuję, że musimy na gruncie miasta wykonać dużą pracę na rzecz godności każdej i każdego z nas.
Polska nam się rozdarła na połowę, a może nawet na ćwiartki, jak ją posklejać? Codziennie szukam odpowiedzi na to pytanie.
Co kobiety na stanowisku prezydenta miasta i jako burmistrzynie w Unii Europejskiej mogą zrobić wspólnie dla równości i wspólnych wartości europejskich?
Nad stoczniową bramą w sierpniu 1980 roku zawisł transparent z hasłem: „Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się!”. A pisarz, rolnik czy producent wiklinowych koszy nie dostaną zaproszenia? – wciąż uśmiecham się do tego prześmiewczego hasła, parafrazującego „Manifest komunistyczny” Marksa i Engelsa. Znacznie bliżej mi do innego strajkowego hasła, które robotnicy wywiesili na murze okalającym stocznię: „Trzymajmy się razem”.
Kobiety mogą zrobić dla równości i wspólnych wartości europejskich tyle dobrego, ile dobrego mogą zrobić mężczyźni, a najlepiej, jeśli wszyscy razem wspólnie zjednoczymy siły. Daleka jestem od zawiązywania koalicji wykluczonych. Najlepsze są takie związki na rzecz idei, które nikogo nie wykluczają, każdego przyjmują z takim samym entuzjazmem i budują na wielu różnych kompetencjach. Trzymajmy się więc razem.